- Mongolia. Spinning, tajmienie i... szczury wyd. Rewasz autor: Bolesław A. Uryn
Poradnik wędkarski
Autor: Bolesław A. Uryn
ISBN: 978-83-89188-90-8
Ilość stron: 144
Format: 12.5 x 17.5 cm
Oprawa: miękka
Wydanie: 2009
Opis:
W przewodniku 16 stron wkładki barwnej (33 fotografie barwne), 24
ilustracje czarno - białe. Wewnątrz skrzydełek oprawy schematyczna mapa Mongolii
oraz dorzecze Czuluut goł.
Od autora:
„W życiu nie miałem takich wspaniałych obozowisk jak te nad
rzeką Czuluut-goł w Mongolii. Bo powiedzcie sami - siedzę sobie teraz pod
drzewem na rozkładanym krzesełku (a co...!) i piszę te słowa. Obok, oparty o
pień modrzewia stoi karabin i spinning z bujającą się przynętą na tajmienie -
futrzanym szczurem. Pod ręką leży Pelikan box z aparatem fotograficznym gotowym
do użycia. Kilka metrów dalej, nad brzegiem, obok wystającego z piasku białego
pnia drzewa czeka na mnie mój malutki namiocik z puchowym śpiworkiem w
środku.
A o krok przepiękna rzeka z czekającymi na mnie rybami. Szum wody
i pluski żerujących ryb odbijają się od przeciwległego, skalnego zbocza
schodzącego do samej wody. Niedawno podglądałem tam wędrującego po skałach lisa.
Wczoraj - fotografowałem wilka i orła.
Z tej strony rzeki - nade mną -
piętrzy się pod niebo, groźna, piękna skalna ściana. Poświstują tam susełki. Z
góry, zza jej krawędzi, ze stepu - dosłownie - przelewa się gorący kondensat
olejków roślin stepowych. Piołunu, perzu, turzycy, rumianku... Co za zapach! Na
krańcu tunelu - kanionu rzeki - pięknie zachodzi słońce...
Taki plener
nie wymaga talentu pisarskiego. W takiej scenerii słowa same przelewają się na
papier. A fotografowanie? Można zamknąć oczy i pstrykać na wszystkie strony, a
zdjęcia wyjdą piękne albo przynajmniej interesujące...
Przede mną
malutkie ognisko. Trzeszczy palące się drewno modrzewiowe (wspaniale pachnie a
dym skutecznie odstrasza komary...) na ruszcie pięknie rumieni się mój lenok.
Złapałem go przed chwilką. Po pięciu minutach łowienia, tutaj, o krok od
namiotu. Za moment pyszna kolacja będzie gotowa. Póki co siorbię sobie kubas
gorącej herbaty z łykiem rumu na rozgrzewkę, bo mimo że w ciągu dnia był upał,
to teraz w cieniu czai się zimna wilgoć zmarzłoci i nocny szron już pokrywa
namioty. Tak, tak... To Mongolia, słońce chowa się za góry i natychmiast
temperatura spada o 20 stopni...
I żadnej telewizji i budzika... Komorka
oczywiście też nie działa. I ta miła świadomość, że wszystko wokoło jest realne,
że to nie sen czy film. Że jutro może być tylko jeszcze piękniej, jeszcze
ciekawiej...
Kiedyś nie wierzyłem opowieściom o ogromnej ilości ryb w
rzekach, dopóki sam się nie przekonałem, jak to jest. Niejednokrotnie, widząc
płytką wodę, nawet nie chciało mi się wyciągać spinningu i popełniłbym błąd, bo
ryb było tam "więcej niż wody"! Ciągle zaniedbywane przez wędkarzy są
mongolskie, endemiczne ryby, osmany, miętusy czy sumy.
Ciężko uwierzyć,
że wielki, drapieżny tajmień może aż wyskakiwać na brzeg w pogoni za pokarmem.
Że atakuje ptactwo wodne czy płynącego liska, żmiję, nie mówiąc o drobnych
gryzoniach. A to tutaj normalka. Wielokrotnie Mongołowie opowiadali mi o rybich
potworach żyjących w ich wielkich rzekach czy ogromnych jeziorach-morzach i ze
strachu przed nimi odprawiali szamańskie rytuały. Może więc lepiej zacząć im
wierzyć i uważać wędkując na brzegu wielkiej rzeki czy niezgłębionego (blisko
trzysta metrów głębokości!) jeziora Chubsuguł, czy bezkresnego jeziora-morza
Char us-nuur, gdzie "wysepka" ma "tylko" 274 km2 (sic!)?"