- Gastrobanda. Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim wyjdziesz coś zjeść wyd. Agora autor: Jakub Milszewski, Kamil Sadkowski
ISBN: 9788364846632
Autor: Jakub Milszewski, Kamil Sadkowski
Ilość stron: 304
Format: 15.5 x 23 cm
Oprawa: miękka
Język: polski
Wydanie: 2016
Opis:
"Gastrobanda” to nie jest książka dla początkujących adeptów i restauracyjnych padawanów z ambicjami zdobywania gwiazdek Michelin. To również, a może przede wszystkim, książka dla każdego – nawet dla zwykłego typka, który gotować nie potrafi, zaś jego wiedza kulinarna ogranicza się do tego, że jest mniej więcej świadomy, że w którymś momencie przygotowywania jajecznicy potrzebne są jajka. I z tego właśnie powodu stołuje się często na mieście – w fast foodach, barach mlecznych, bistrach, sieciówkach, mniejszych i większych restauracjach, a jak go fantazja i portfel poniesie to i do wykwintnych lokali się przejdzie zasmakować luksusu w postaci fine diningu.
I kiedy tak sobie chadzam po
tych wszystkich miejscach to niejednokrotnie zachodzę w głowę: jak to możliwe,
że usmażyli tego kurczaka tak szybko? Co to jest puder z chleba? Czy kucharze
zawsze noszą te śmieszne czapki? Czy szef kuchni to to samo co właściciel? Czy
prowadzenie restauracji jest opłacalne? Podejrzewam, że jeśli podobnie jak ja
jesteś odbiorcą produktów przemysłu gastronomicznego, to podobne pytania często
kłębiły ci się w głowie. Mam nadzieję, że większość odpowiedzi znajdziesz na
stronach tej książki.
Musisz jednak wiedzieć jedno –
to nie jest lekka książeczka. Nie jest to tym bardziej żaden podręcznik.
Wszystkie sytuacje i schematy jakie opisujemy w „Gastrobandzie” to zaledwie
przykłady, pewne charakterystyczne modele i powtarzające się ramy, w jakich
branża funkcjonuje. Jeśli zatem piszemy, że szefowie kuchni ćpają (a tak
faktycznie piszemy) to nie oznacza to, że dokładnie 100% ludzi mieniących się
tym tytułem regularnie wali w żyłę albo do nosa. Oznacza to natomiast, że wielu
z nich tak robi i jeśli poznasz ich kilkudziesięciu to raczej nie powinieneś
zakładać, że żaden z nich nigdy nie miał rozszerzonych źrenic. Jeśli piszemy, że
kuchnia musi być poukładana tak i tak, to nie znaczy, że nikt nie zmodyfikował
sobie modelu by go lepiej dostosować do własnych potrzeb. Jeśli piszemy, że szef
kuchni zajmuje się fakturami, to nie oznacza, że robi to zawsze i wszędzie, bo
niektórych może być stać na zatrudnienie fakturantki czy kosztorysantki. Nie
zrozum mnie źle – w „Gastrobandzie” nie ściemniamy, ale nie powinieneś
wszystkiego przekładać jeden do jednego na znajomych pracujących w tej branży.
Zachowaj dystans. Dystans przyda ci się też ze względów językowych. To nie jest
książka dla, nazwijmy to, językowych wegan. Tu się rzuca mięsem. Pozwól, że
zademonstruję: chuj i kurwa. Jeśli te dwa słowa przyprawiły cię właśnie o zawał
albo potrzebę leżenia krzyżem to lepiej nie czytaj dalej.
Dlaczego piszemy właśnie takim,
a nie innym językiem? Z dwóch powodów. Po pierwsze – w znakomitej większości
przypadków jest to język używany na kuchni w restauracjach. Gordon Ramsay nie
kłamie. Ponadto jest to też język używany w redakcjach gazet. Stacjach
telewizyjnych. Stacjach radiowych. Siedzibach portali. Korporacjach
farmaceutycznych. Tramwajach. Ośrodkach naukowych. Rozumiesz, co chcę
powiedzieć? Wszyscy klną jak szewcy, nie tylko szewcy. I to jest właśnie drugi
powód: wulgaryzmy są integralną częścią naszego języka. Jeśli wiesz jak ich
używać, nie traktujesz ich jako znaku przestankowego, to nie powinny cię też
odstraszać w druku. Jeśli odżegnujesz się od ich używania to sory, ale nie
operujesz językiem w sposób należyty, bo nie korzystasz z pełni jego
możliwości.